Kryzys

Odwiedził mnie kryzys, nikt go nie zapraszał
Rozsiadł się wygodnie, morały wygłaszał
Dla siebie miejsca stanowczo zażądał
I już po pokojach w kąty mi zaglądał
Na samym początku mam go zameldować
I wszystkich sąsiadów o tym informować,
Że rodzinę swoją u nich rozlokuje
I niech przypadkiem nikt się nie buntuje.

Ma on znajomości w magistracie samym
Będzie więc sterował kapitałem całym
Zacznie od wydatków, co zakupić mam
Co będzie dla niego, a co dzieciom dam
Jego długi mam pokryć z oszczędności moich
A jak mi zabraknie, pożyczyć od swoich.
Rozpanoszył się u mnie jak jakiś mafioso
Strach policji zgłosić – wszędzie on, o zgrozo!

Wszyscy się martwią, jak to z nami będzie
Jak go udobruchać, czy już jest tak wszędzie?
Usiadłem na krześle, album otworzyłem
Rodzinne pamiątki dziadków zobaczyłem
Jak w czasie zaborów, jak w czas okupacji
Komunizmu okres, a także sanacji
Ciężko im się żyło, ciężko pracowali
Ale nad kryzysem wcale nie płakali

Pomyślałem zatem, po co się oglądać
Przeczekać cierpliwie, niczego nie żądać
Kto chce niechaj gości wrednego cwaniaka
Dla mnie nie istnieje, nie chcę znać maniaka
Wyrzuciłem z domu nieproszonych gości
I nazwałem ten okres „przejściowe trudności”