-31.05.2008 r.
Godzina zero, a właściwie dzień tzw. mojego jubileuszu, nie wyróżniał się niczym szczególnym. Jedynym ważnym dla mnie szczegółem była piękna, słoneczna aura obejmująca teren, gdzie właśnie obchodziłem fizycznie ten 55 znaczący dla mnie dzień. A podobno w tym czasie wszędzie było niezbyt zachęcająco do spacerów.
Dygresja. W młodzieżowych telewizjach np. MTV, w reportażach o zachodnioeuropejskiej młodzieży, dość często słyszę dziwnie dla mnie brzmiące sformułowanie: „… mam zamiar dobrze się bawić… „. Początkowo myślałem, że to zapewne idiom językowy młodzieżowej gwary został tak specyficznie przetłumaczony. Ale za którymś razem zacząłem się zastanawiać, czy moje podejście do zabawy nie jest obarczone jakimś błędem systemowym lub semantycznym. Mam na myśli system wychowawczy w minionym systemie politycznym. Do tej pory zawsze chciałem się dobrze bawić i zawsze miąłem taką nadzieję, że inni mi tej zabawy nie zepsują bawiąc się dobrze razem ze mną. Teraz nie patrząc na interes innych, postanowiłem inaczej obejść swoje święto. Na prezent urodzinowo-imieninowy zafundowałem sobie, Małgosi, Dorocie oraz Maćkowi wycieczkę w pierwszy lepszy punkt na mapie – nigdzie nie reklamowane wzgórze o nazwie Róg przy trasie na Chełmsko Śląskie.
I zgodnie z zastosowaną nową formułą satysfakcja stu procentowa, albo i więcej. Nie tylko ja miałem takie odczucie, ale i reszta ekipy ekspedycyjnej. Wynik zadowolenia wydawałby się potwierdzać założenie, żeby nie oglądać się na okoliczności i bawić się tak jak my chcemy. Ale muszę wszystkich zapewnić, że nie jestem przekonany o słuszności takiej postawy w życiu. Gdyby taki egoizm był bazą moich zachowań, to zapewne po powrocie nie byłoby atrakcji menu w tym dniu. „Polskie susi”, jak nazwał Maciek gołąbki w młodej kapuście. Cała kolacja przygotowana dla mnie przez Małgosię całkowicie potwierdziła moje zastrzeżenia co do tej „egoistycznej” idei.
Zapraszam jak zwykle na mały spacer z nami po wymienionej górze, okolicy oraz po Chełmsku Śląskim.
Grzegorz.
-08.05.2008 r.
Oglądając się wstecz, miniony czas, zwłaszcza zimowy z małą ilością słońca, zapisał się jako szary i nieciekawy. Pomimo chmurnej prognozy pogody na pierwsze dni maja, niebiosa dały w wałbrzyską okolicę światło o pełnym spektrum odbite w chlorofilach rozbudzonych na wiosnę roślin, w pigmentach farb elewacji odnowionych budowli, w strukturze skał Dolnego Śląska. Nie było możliwe, abyśmy nie wykorzystali tej sprzyjającej aury i tak jak setki okolicznych mieszkańców, wyruszyliśmy na spacer nasycić oczy kolorytem wyhodowanych w cieplarniach i nie tylko, kwiatów prezentowanych w stylowych murach zamku Książ. Dzień strażaka w Czarnym Borze ubarwił nam wycieczkę na Czartowskie Skały pod Chełmskiem Śląskim, w miejsce bez natłoku gadżetów oferowanych w ten długi weekend. Przypadkowe odkrycie polany Chochoł z widokiem na Śnieżkę, na którą nie prowadzi żaden szlak, dostarczyło nam sporej dawki satysfakcji, zwłaszcza po spotkaniu, tym razem z płochym stadkiem leśnej zwierzyny. Tak płochym, że nie zdążyłem uruchomić kamery, aby to zarejestrować. Mam nadzieję, że jeszcze niejednokrotnie uda mi się filmowe safari podczas następnych wypadów w las. Zapraszam na wspólne wyglądanie za ciepłym światłem otaczającej nas przestrzeni. Pozdrawiam Grzegorz z rodziną.
Na majówkę, na majówkę, razem z bratem, razem z żoną na wędrówkę, tam gdzie rzeka, tam gdzie las, gdzie nie było jeszcze nas…- oglądając ten filmik przypomniały mi się słowa piosenki. Z turystycznym pozdrowieniem Anka
-28.04.2008 r.
Antonówka, to nie jabłko znalezione o tej porze roku, tylko miejsce w okolicach Kamiennej Góry, gdzie w czasie II wojny światowej znajdowała sie fabryka amunicji. Wybraliśmy sie tam w ostatnią niedzielę kwietnia nie w celu penetracji pozostałości po tym historycznym miejscu, tylko na rozgrzewkę systemu kostno-mięśniowego przed wiosenno letnią kampanią trampingu. Już tradycyjnie skierowaliśmy sie tam kierowani ciekawością znaku drogowego na tę jabłczaną nazwę. Bez planu wielkich odkryć i super wrażeń, mieliśmy szczęście przeżyć miłą przygodę spotkania ze zwierzyną leśną – sarenką sztuk jeden.
Po za tym, starym zwyczajem, udało nam się lekko zabłądzić, z czego jesteśmy dumni. Choć teren nie jest zbyt obszerny, żebyśmy mieli troszeczkę zadrżeć ze strachu, to jednak miło jest pielęgnować tradycję. Zapraszam na króciutki spacerek z nami po tym niewielkim wzniesieniu początku obszaru Rudaw Janowickich.
Z tą sarenką chyba coś nie tak, hmmm …, a może trzeba by rozważać w drugim kierunku, może to nie z sarenką jest coś nie tak. W sumie należy się cieszyć, że to nie był np. niedźwiedź.
Czy to fotomontaż???:)
Piękne okolice…Zwierzyna jakaś oswojona,wcale się was nie bała…Piękna jest wiosna w górach,choć w parku Pszczyńskim też niczego sobie.Żubry robią wrażenie…Dorotka i sarenka – obie piękne…Turystyczna Grupa Wasza-jest przykładem do naśladowania.Prosimy o jeszcze….
Dzięki za filmową relację z rodzinnej majówki. Buzia mi się śmiała do Was. Choć w ten sposób byłam z Wami. Całuski Anka.
-17.04.2008 r.
Kominek wygaszony*, sezon grzewczy jesień 2007/2008 wiosna, uważam za zamknięty. Rozpoczął się ruch związany z wymianą odzieży z zimowej na letnią. Wywołuje on wspomnienie zbliżających się letnich przygód. A każde wspomnienie tworzy atmosferę nostalgii. Nastrój poetycki pogłębił jeszcze bardziej wiersz przesłany przez anonimowego nadawcę, Andrzeja z miasta Z.
Jeden pogrzebacz, to smutne, to smutne
Dwa pogrzebacze, to jeszcze smutniejsze
Trzy pogrzebacze, to smutne, to smutne
Cztery pogrzebacze, to jeszcze smutniejsze
Pięć pogrzebaczy,…………………..
Czyż nie oddaje on nastroju zimowych dni przy grzejącym kominku.
Awangarda płynąca z tej poezji, to już czas miniony. Czas twórców robotniczo – chłopskich brygad inteligencji pracującej. Czas, który mam nadzieję, odpłynął na zawsze w mrok niepamięci, tak jak spływa śnieg na wiosnę do dalekich mórz świata. No właśnie, świat ma cztery kierunki, więc z Małgosią kombinujemy, od którego zacząć przygodę. Północ zaprasza nad jeziora, morze i wodę ognistą dobrze zmrożoną, pod nóżki w galarecie. Daleki bieszczadzki wschód przyzywa na porównanie zapachów łona natury wydobywający się z pod kopyt huculskich. Bliżej zaś ziemia czarna od węgla, nie skąpi śląskich kluch i ciepłych poduch. Zachód dopomina się dalszej penetracji zabytków wklejonych w krajobraz Sudetów. A na południe ciągnie nas cisza czeskich szlaków i radocha z brzmienia słowiańskiego języka. Od czego zaczniemy?…Najlepiej nic nie planować, a zdarzenia i tak same potoczą się niczym kamienie historii. Przykładem niech będzie jedna taka historyjka, która wydarzyła się na zwykłej drodze, nam zwykłym ludziom, którzy na ten dzień, na zwykłą sobotę, mieli całkiem inne plany.
Jak widać niezbadane są ścieżki ludzkie i wyroki boskie. Amen
* Ostatnie chłodniejsze dni zmusiły mnie do rozpalenia ponownie w kominku.
Jak widzę nie odwykłeś jeszcze od zimy, to może najpierw wybierzesz się na drugą połowę Kuli. Właśnie zbliżamy się do zimy.
Pozdrowienia. IJG
Zazdroszczę i pozdrawiam Anka
Proponuję Bieszczady. Piękne wiosną…
Grzesiu podziwiam Cię, że wciąż “drzemie” w Tobie tyle spontaniczności i fantazji. Tak trzymaj !!!
Właśnie szykuję czwartkowy wypad na Śnieżkę. Może się zabierzecie. A wpisu gratuluję. Pozdrawiam
-03.04.2008 r.
Jak każdego roku, zimo-wiosna to taki czas, kiedy nie wiadomo, co z sobą począć? Nic konkretnego zaplanować nie sposób, bo aura zmienna jest niczym kapryśna baba. I wcale nie wielkanocną mam na myśli. Myśli me zaczynają, więc krążyć wokół środków, którymi chciałbym wyrazić swe emocje o zdarzeniach dziejących się wokół mnie. Ale jak zwykle, gdy za długo zaczynam rozmyślać, tworzy się w mej mózgownicy nowa teoria. Tym razem o kontaktach między ludźmi. Ale wydaje mi się, że teza, którą stawiam nie jest najoryginalniejsza. Zauważyłem, że komunikujemy się wzajemnie w dwóch celach. Pierwszym jest przekazanie ogólnie pojętej informacji od suchych faktów po ploteczki. Bardzo często jest to tylko pretekst do drugiego, chyba najważniejszego celu, jakim jest podzielenie się wrażeniami. Różnorodność charakterów ludzkich i środków przekazu, w tym artystycznych, tworzy całą gamę doznań do obdarowania bliźnich, od uwielbienia przez obojętność aż do nienawiści. Powszechnie nazywana znieczulica, według mnie jest tylko zasłoną rzeczywistych odczuć. Przeważnie radość z cudzego nieszczęścia, albo zazdrość o cudze powodzenie jest powodem założenia maski obojętności, bo tak skojarzonymi odczuciami nie chcemy się chwalić. Jak zwykle można się domyślać, że temat jest tak obszerny, iż boję się go dalej szeroko drążyć, choćby tylko w przykładach. Bez wyraźnej akceptacji czytelników moich…( tu wstaw właściwe słowo) teorii nie zagłębię się w temat ponad wątek, który dalej zamierzam snuć.
Umiejętność tworzenia narzędzi, posługiwania się nimi i zdolność logicznej rozmowy, bardziej rozszerza wachlarz możliwości przekazu emocji. Populacja pozostałych żywych stworzeń na naszej planecie ma ograniczony zakres wyartykułowania swych reakcji. Właściciele psów i innych zwierzątek powinni wyczuć, o czym rozważam. Swoimi reakcjami na zdarzenia świata ogólnie dostępnego, dzielę się z odbiorcami strony za pomocą multimedialnych prezentacji, ale nie tylko. Przeważnie posługuję się we wstępie słowem. To właśnie użyte słowo w zdaniach jest powodem poszukiwań wyrażenia moich frustracji i podniet. Osobiście nie znoszę długich wywodów, a tym bardziej z tak zwanym wodolejstwem. Sam natomiast w towarzystwie jestem gadułą bez „składu i ładu”, zwłaszcza po doznaniach smakowych odpowiednich specyfików. I właśnie świadomość tej wady nakazuje mi streszczać się do minimum, co jak widać z powyższego wcale mi się w tym wpisie nie udaje. Inspiracją takich działań dodatkowo stał się wpis o poezji na blogu koleżanki Danusi (https://danuta-blog.pl/)
„…Kiedy napiszę wiersz, po pewnym czasie siadam nad nim jeszcze raz i wykreślam niepotrzebne słowa. Zbyt dużo słów w poezji, to jej zaśmiecanie. Mam na ten temat taki epigraf:
Poezja – słów odejmowanie.
Pewnie tak jest, że tam, gdzie jest poezja, niepotrzebne są słowa, a raczej jest ona pomiędzy słowami, pomiędzy wersami, pomiędzy ludźmi. Jest jeszcze drugie znaczenie tego motta. Często zdarza mi się przeczytać wiersz, a gęba mi się nie chce zamknąć ze zdziwienia. Takie to piękne i powiedzieć nie można nic, tak zachwyca.·….. ·Oczywiście, kiedy chcę stworzyć nastrój, używam więcej słów. Ale tak trzeba i już…”
Jej wiersz o słowie, streszcza to, co powyżej z nadmiarem potoku słów wydumałem jako nową teorię. Ale też i potwierdza on tezę przeze mnie postawioną.
Słowo ułomne
nie wypowie radości
z poznania człowieka
… jestem przepełniona radością…
mówię
Ale poza mną
poza Tobą
jest szeroka, wolna
przestrzeń
wypełniasz ją
swoim głosem
ja oczekiwaniem
Opowiadam siebie
Brakuje mi następnego
Słowa
Przykład tego wiersza wskazuje na ułomność mych wynurzeń. Parę słów w wersach oddaje więcej niż cały mój wywód ( na szczęście nie rozszerzony). Jednakże muszę się przyznać, takie skracanie wersów, powoduje u przeciętnego obywatela, jakim jestem, nie zawsze zrozumienie, co autor miał na myśli. I przekaz uczuć może być źle odebrany lub wręcz pominięty.
Przykłady spotykanych słownych fraszek, pokazują jak sposób odczytania wyrazu lub wersu, zmienia całkowicie doznawane uczucie. Zwykłe zapytanie Szczepana, co robi, może przestawić biegunowo odbiór wrażenia, jakie tworzy takie zdanie. Zgubienie literki lub dołożenie, zmienia diametralnie barwę odczuć: czekam i czkam, wróży róży w podróży, wrogów w rogu, itp.
Jak widać sposób odczytania tego co napisane, może zmienić sens, a tym samym odbiór uczuć, jakimi autor (tu myślę o sobie) chciał się podzielić z czytelnikami. Dążę do tego, aby teksty moje w długości przypominały fraszki lub aforyzmy, co jest powodem stawianej propozycji podpowiedzi zwrotów o charakterze mogącym zmienić sens słowa. Było by dobrze nie stosować ich i nie tworzyć możliwości niewłaściwego odbioru wrażeń, czego sobie życzę.
Pozdrawiam Grzegorz
Nie każdy rodzi się poetą. Mam wiele uznania dla każdego, kto potrafi przelać na papier swoje przemyślenia, fantazje, tęsknoty… . Próbowałam kiedyś napisać krótką historyjkę i zabrakło mi cierpliwości. Nawet te moje krótkie komentarze wiele mnie kosztują. Najlepsza część życia mija nam na mówieniu. Pisz Grzesiu jak najwięcej. Masz we mnie wiernego czytelnika i nie zazdrość poetom. A te pieski z kwiatów są urocze. Pozdrawiam Anka
Grzegorz, dzięki za wpis.
Danka
za pierwszym rzutem oka były to dla mnie zwykłe kwiatki
Mój pierwszy (po remoncie strony-przyp. admin.) komentarz na nowej stronie (na szczęście). Gratulacje.:))
IJG – 01.06.2008 godz. 0:13
Mój pierwszy (po remoncie strony-przyp. admin.) komentarz na nowej stronie (na szczęście). Gratulacje.:))
Anka – 01.06.2008 godz. 21:29
Grzesiu, dzięki Waszym wyprawom w „pierwszy lepszy punkt na mapie” poznajemy miejsca tak urokliwe, jak wzgórze Róg i okolice Chełmska Śląskiego. Piękne są te drewniane domki. I ta cisza, opustoszałe trasy turystyczne…Tylko Wam pozazdrościć. Z turystycznym pozdrowieniem A.